Koledzy,
Weźcie mi powiedzcie, o co tu chodzi...
Dzisiaj większość butów ma lekkie, piankowe podeszwy. Ale przejdę kilometr po wilgotnym chodniku (nawet nie po kałużach!), to zaraz czuję w bucie wilgoć - skarpeta mokra. Kiedyś myślałem, że może stopy mi się pocą - to nie to. Pół biedy w lecie, ale jak robi się chłodno, to przez mokre nogi, jestem permanentnie przeziębiony. Czy te piankowe podeszwy, to zawsze są jak gąbka?
Myślałem, że jak kupię coś droższego niż półbuty z Dajśmana, to będzie lepiej. Merrell za 350 zł - pije wodę. Timberland za 400 zł - pije wodę. Ecco za 350 zł (z Gore Texem, który nie ma prawa działać) - piją wodę. Jakieś polskie rzemieślnicze za 170 zł - piją wodę. Noż kur...
Do końca wiosny chodziłem w wysokich trzewikach - tylko dlatego, że były na gumie.
Czy ktokolwiek też ma takie problemy, czy tylko ja jestem nienormalny?
Poważnie zastanawiam się nad kupowaniem butów... roboczych. Trochę toporniejsze, sporo tańsze, ale wyglądają na solidne. Ma ktoś doświadczenie?